czwartek, 26 marca 2015

Reggie Miller

    Na początek trochę suchych faktów. Reggie Miller (ur. 24 sierpnia 1965 w Riverside, Kalifornia), koszykarz amerykański, zawodnik ligi NBA, mistrz olimpijski, mistrz świata. Na boisku grał na pozycji obrońcy. Dane fizyczne - wzrost 201 cm, waga 92 kg.
Jest bratem Cheryl Miller, dawnej czołowej koszykarki amerykańskiej, później trenerki zespołu WNBA Phoenix Mercury. Występował w lidze uniwersyteckiej NCAA w barwach University of California w Los Angeles, w 1987 został w drafcie wybrany (z numerem 11) do zespołu NBA Indiana Pacers. W pierwszym sezonie pobił rekord w ilości trafionych rzutów za trzy punkty przez rookie, miał ich 61; przez osiem lat rekord ten należał do Larry Birda. Zdobywał średnio 10 punktów na mecz, rzucał ze skutecznością 48.8% z gry i 35.5% za trzy.
Był pierwszym graczem Indiana Pacers, wybranym do meczu gwiazd ligi NBA. W 1996 zdobył złoty medal olimpijski w Atlancie. Był również mistrzem świata w 1994; na mistrzostwach świata w 2002 grał w barwach pierwszej ekipy graczy NBA, która nie zdobyła złotego medalu w imprezie rangi światowej. Reggie był jednym z najlepszych graczy w historii ligi zawodowej, w szczególności pod względem skuteczności rzutów wolnych i za trzy. Całą karierę spędził w jednym klubie - Indiana Pacers. Grał z numerem 31. W 2005 zakończył karierę sportową.

Czemu Reggie? Sama do dziś zadaję sobie to pytanie ;P Po prostu to była miłość od pierwszego zobaczenia ;] Byłam wtedy w podstawówce (czyli wieki temu), wszyscy aktualnie podniecali się Jordanem, jaki on wspaniały i w ogóle. Więc to sprawdziłam, oczywiście obejrzałam nie mecz w środku nocy tylko jakiś program o NBA, skróty z meczu. I rzeczywiście Michael był niesamowity, prawdziwa magia na boisku. ALE Zaraz po meczu Bullsów był skrót meczu Pacersów. I wtedy go zobaczyłam… Taki niepozorny człowieczek na boisku swoją grą mnie zaciekawił. Do dziś nie wiem czemu, może dlatego, że nie brylował pod koszem, nie robił efektownych wsadów – zupełnie jak ja. Pamiętam, ze jak grałyśmy na wuefie w kosza, ze względu na moją posturę bałam się być w pobliżu kosza, byłam trochę tak jakby chuda i dziewczyny mogłyby mnie po prostu zadeptać, dlatego tez lubiłam rzuty za trzy (o dziwo % skuteczność wysoka) i rzuty wolne (moje ulubione). A Miller? Z tego co zapamiętałam i znalazłam w necie był słabym obrońcą i koszykarzem jednowymiarowym. Nie angażował się w walkę pod tablicami, bo nie pozwalała mu na to budowa ciała (hmm). Rzadko podawał tak, by zaliczyć asystę. Ale jak niewielu innych graczy potrafił znaleźć się w ofensywie. To był jego żywioł - wykorzystywał przewagę szybkości i to, że cała gra w ataku podporządkowana była jego bieganiu między zawodnikami w poszukiwaniu metra wolnego miejsca. Tyle Millerowi wystarczało, aby wykorzystując swój spryt i zwinność, oddać rzut, a chwilę później z wyższością spojrzeć na obrońcę.
Lubię go też za to, że całe życie spędził w jednym klubie, mogłam kibicować cały czas Indianie ;] W 1987 r. absolwenta uznawanej za znakomitą uczelni UCLA z 11. numerem wybrała ekipa Indiany Pacers. Ewenement - do końca kariery Miller nie zmienił już klubu.
- I między innymi dlatego należą mu się wielkie wyrazy uznania. Obecnie to już zdarza się rzadko - podkreśla jego siostra Cheryl, uznawana za najlepszą koszykarkę w historii.
- Kiedy go wybieraliśmy, myśleliśmy, że bierzemy właśnie dobrego zawodnika. Ale nie mieliśmy pojęcia, że ten facet będzie jednym z najlepszych rzucających obrońców w historii - wyznaje Donnie Walsh, prezydent Pacers.
- Gdy byłem trenerem Indiany w 1987 r., zdawałem sobie sprawę, że największą potrzebą tego zespołu jest typowy snajper. Moją opinię podzielał Walsh. W trakcie naszych spotkań przed draftem obawiałem się, że Reggie ze względu na swoją budowę ciała może wszystkiemu nie podołać. Ale później byłem pod wrażeniem jego wytrzymałości i siły - opowiada Jack Ramsay.
- Kiedy rozpoczynałem karierę w Pacers, sytuacja zespołu nie była korzystna. Teraz jest on w dziesiątce najlepszych drużyn NBA. Dla mnie rozstanie z drużyną w takim momencie to coś wyjątkowego - dodaje Miller.

Reggie trafił do NBA jako gwiazda rozgrywek akademickich zdobywająca ponad 22 pkt w każdym meczu. Podołał presji, bo już w debiutanckim sezonie trafił 61 rzutów z dystansu na 172 próby i pobił rekord NBA wcześniej należący do legendy Boston Celtics Larry'ego Birda. Miller nie pasował fizycznie do ligi, w której coraz większą rolę miała odgrywać siła mięśni, skoczność, dynamika oraz twarde łokcie. A Reggie przy 201 cm wzrostu waży 88,5 kg. Na tle imponujących muskulaturą obrońców zwykle wyglądał niczym młodszy i wiecznie głodny brat. Miał być skazany na porażkę, gdy przepychał się wątłym ciałem na zasłonach między potężnie zbudowanymi zawodnikami. W dodatku w dzieciństwie był bardzo szczupły i miał problemy z mięśniami nóg, co powodowało, że lekarze wątpili nie tylko, czy będzie w stanie uprawiać sport, ale w ogóle chodzić. Pewnie pamiętacie taki aparat na nogach, który w filmie nosił mały Forest Gump – Reggie podobno miał taki sam…

Reginald - choć bardziej przywykł do zdrobnienia Reggie - Miller był jednym z ulubionych graczy amerykańskich komentatorów telewizyjnych. "The Killer" - wykrzykiwali zwykle, parafrazując jego nazwisko, gdy karał rywali rzutami z dystansu, które teoretycznie nie miały prawa wpaść do kosza. Trenerzy przeciwników wiedzieli, że piłka trafi do chudzielca z Indianapolis, że ten w swoim charakterystycznym slalomie będzie uciekał swojemu obrońcy na ustawionych zasłonach, a jednak nikt nie wiedział, jak go zatrzymać.
Za to rywale nie przepadali za nim, bo przy znakomitej grze uwielbiał dołożyć im łokciami, przepychać się, prowokować różnymi gestami. Kiedyś o mało nie pobił się z Michaelem Jordanem, a niektórzy dziennikarze nazwali jego sposób walki na boisku "brudnym" z czym do końca się nie zgadzam. Chociaż prawdą jest, że te faule na nim nie zawsze były fair z jego strony, tylko on umiał tak sfaulować przeciwnika, żeby sędziowie odgwizdali rzut wolny dla Reggiego…
Wzbudzał miłość fanów Indiany i nienawiść kibiców innych zespołów. To dlatego, że jak nikt potrafił ostudzić ich emocje w ostatnich minutach meczów. Podobnie jak Michael Jordan uwielbiał grać w sławnej hali nowojorskich Knicks. W Madison Square Garden regularnie tonował nastroje fanatycznych kibiców gospodarzy. Najpierw w finale Konferencji Wschodniej w 1994 r. zdobył 25 pkt w ostatniej kwarcie meczu. Rok później znów o sobie przypomniał, wykonując serię akcji, które zasłużenie znalazły się na filmie "100 najwspanialszych zagrań w historii NBA". W pierwszym meczu półfinałowym konferencji do końca spotkania pozostawało 16,4 s. Knicks prowadzili różnicą 6 pkt, a ich wielki fan, reżyser Spike Lee, skakał z radości. Losy meczu wydawały się rozstrzygnięte. Wtedy Miller najpierw trafił z dystansu, a po chwili w dziecinny sposób przechwycił piłkę, znów podbiegł do linii rzutów za trzy punkty i kolejny raz nie popełnił błędu. A Pacers błyskawicznie zmniejszyli straty.
- Lubię końcówki spotkań. Zawsze coś zostawię na ostatnie minuty - z uśmiechem mówił przed kamerami telewizyjnymi.
W ciągu 18 lat kariery Miller trafił 2650 rzutów - to najlepszy wynik w historii NBA. Znalazł się również na szóstym miejscu klasyfikacji rozegranych spotkań (1389) i minut spędzonych na parkiecie (ponad 47 tys.). Gwiazda Indiany odchodzi jako 14. strzelec wszech czasów NBA, zdobywca ponad 24 tys. punktów i pięciokrotny uczestnik Meczów Gwiazd.
- Ale to był człowiek stworzony do gry zespołowej. Mógłby w każdym meczu zdobywać wielką ilość punktów, ale robił dokładnie to, czego potrzeba było drużynie - ocenia Larry Bird. - Czasami, grając przeciwko Millerowi, można było odnieść wrażenie, że jeśli już się pokona jego i Indianę, można wygrać z każdym - komentował odejście Millera najlepszy strzelec ostatniego sezonu zasadniczego Allen Iverson z Philadelphii 76ers. - Ludzie w Stanach Zjednoczonych nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak Miller jest sławny w Chinach - przyznaje najbardziej znany azjatycki koszykarz w NBA Yao Ming.

Jedyny minus mojego bohatera to fakt, że przyczynił się do tego, że nie dostałam się na studia prawnicze na UJocie. Był rok 2000, egzaminy na studia i … finał playoffów w Stanach. HEH
Mecze były w środku nocy, oczywiście oglądałam, kończyły się o 4 -5, a ja o 6 jechałam pociągiem do Krakowa (kursy przygotowawcze). Jednym zdaniem: zero snu – zero efektu, z mojej nauki nic nie zostało, przemęczony organizm nie był w stanie zapamiętać tych wszystkich historycznych faktów ;( i wyszło jak wyszło. Ale nie narzekam, teraz jestem pedagogiem resocjalizacyjnym ;) Wtedy też tak znienawidziłam Lakersów, moi chłopcy wygrali z nimi tylko jeden mecz…



Wróćmy do Reggiego. Isiah Thomas, kiedyś rozgrywający mistrzowskiego zespołu Detroit Pistons, a dziś szef nowojorskich Knicks:
- Gdzie leży tajemnica jego skuteczności? On rzuca i rzuca. Ludzie pytają często Tigera Woodsa, dlaczego jest tak dobry w golfie. Dlatego że trenuje. A Reggie rzuca i rzuca. Moja rada dla młodych, którzy nadejdą po nim: bądźcie jak Reggie.

Przyłączam się: BĄDŹCIE JAK REGGIE ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz