piątek, 12 maja 2017

PRZEKŁAMANIE HISTORYCZNE



Tak się czasami składa, że to samo tak wychodzi… Jest w Małopolsce wieś X, zasłużona w walce z niemieckim okupantem w czasie II Wojny Światowej. I do tej wsi przyjeżdża historyk, napisać pracę na temat tych odważnych partyzantów, co by pamięć o nich nie zaginęła. Świetna sprawa. Pyta się starszych ludzi we wsi, jakie to były rodziny, jacy ludzie w tym uczestniczyli, co robili. No i cóż, trafia do rodziny Y. Ta rodzina wymienia swoich już nieżyjących członków, ich zasługi dla kraju. Niby wspaniale tylko, że… Ta rodzina to bandyci. W czasie wojny na tym terenie działały dwie partyzantki. Jedna, która walczyła z Niemcami, druga to po prostu bandyci. Mój dziadek opowiadał „…jak babie Y spodobała się chustka Jadźki, to w niedzielę już miała na sobie, bo Y ze swoją bandą ją ukradł. I wszyscy o tym wiedzieli, cała wieś, każdy się bał cokolwiek powiedzieć, bo tak naprawdę do końca nie wiadomo kto z nimi trzymał.” A prawdziwi partyzanci? Byli zajęci, walką z Niemcami. Pamiętam jak moja ciocia (rocznik 1915) opowiadała jak to partyzanci przyszli i zabili ojca dziewięciorga dzieci. Jak mogli tak zrobić? Ano mogli, musieli. I to nie było tak, że przyszli i strzelili w łeb na oczach całej rodziny. Nie. Obowiązywał ich kodeks, trzymali się ściśle prawa. Najpierw kilkukrotnie przychodzili do tego gościa i ostrzegali go co go czeka za kolaborowanie. Nie posłuchał, to przyszli po niego, wzięli go za dom, rodzina nie patrzyła na to, wyrok, wykonanie kary i tyle. I to byli bohaterzy, a nie ta rodzina X, o której wyszła książka. Nie winię naukowca, no może trochę, trzeba było przepytać całą wieś, nie iść na łatwiznę, heh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz